sobota, 17 stycznia 2015


Dzisiaj może Irlandia. No więc całą ekipą udaliśmy się do Dublina, a stamtąd do Galway. Razem z o. Łukaszem ruszyliśmy z lotniska Chopina w Warszawie, ażeby spędzić nockę w Norwegii.

Ja i Edka postanowiłyśmy jednak pojechać do Oslo, żeby (skoro już jesteśmy w Nowegii) przynajmniej zobaczyć stolicę! Ale nikt nas na stopa nie chciał zabrać :(


Pośniadanku, jutrzni, grzecznie zebraliśmy się wszyscy do lotu do Irlandii. Niestety- zabrali nam pasztet uznając go za... produkt płynny -_- także jakieś nasze zapasy zostały przez nas stracone :( nie poddając się jednak, dzielnie ruszyliśmy przed siebie. :)

Kiedy wylądowaliśmy, udaliśmy się do klasztoru oo. Dominikanów w Dublinie, gdzie spotkaliśmy się z przemiłą gościną przez 2 dni. Oczywiście nie obyło się bez przygód- połowa z nas została na lotnisku, bo... zapomnieli wsiąść do autobusu xD no ale dobra, w końcu się znaleźliśmy, to chyba najważniejsze. :) Trochę czekaliśmy przed drzwiami, kiedy o. Łukasz dzielnie załatwiał nam nocleg.

W Dublinie najbardziej podobały mi się drzwi- kolorowe drzwi :D wszytskie kolory tęczy drzwi! Po mszy poszliśmy na piwo do baru, jako że jest to tradycja irlandzka. Fajna tradycja :D

Następnym przystankiem było Galway gdzie pojechaliśmy autobusem. klasztor oo. Dominikanów w Galway znajduje się nad brzegiem oceanu.
Także przy dobrej pogodzie można było się spodziewać takich oto widoków. :)

Jedną z naszych wycieczek było zwiedzenie Conemarry. Oto kilka fotek:
Najbardziej znanym jest opactwo Kylemore Abbey, który wygląda jak zamek księżniczki, przynajmniej z daleka :)


Cóż mogę powiedzieć o Irlandii?? Uczciwi ludzie (haha każdy z nas coś zgubił lub gdzieś zostawił- ja portfel na poczcie, koleżanka torebkę w barze, a padre telefon w autobusie, i najśmieszniejsze jest to, że każdy to odzyskał!!! Oczywiście, Opatrzność Boża też nad nami czuwała- to nieodwołalnie), bardzo przyjaźni, uśmiechnięci, roztańczeni (raz, jak poszliśmy do baru, to akurat były tańce irlandzkie, i głównie starsi tańczyli nie patrząc na to, czy ktoś obseruje czy nie, a i młodsi się nie wstydzili), rozśpiewani (byliśmy na takim fajnym jam session, na którym każdy kto chciał mógł się dosiąść i zacząć grać z nimi, to było super! zaczynał jeden, kończyło 15 muzyków :D). Spotykało się wielu artystów którzy po prostu stali na ulicy i grali- to na harfie, to na gitarze, to na flecie, to na czymś dziwnym, to na bębnach, to na cymbałach... super! To był super czas, wypoczynku, radości, też wspólnoty- po prostu radości bycia razem :)

I piękna stworzenia :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz