czwartek, 25 grudnia 2014

Happy Hanukkah, Merry Christmas... :)

Po Chanuce- żydowskim festiwalu świateł kiedy to jedzą placki ziemniaczane, pączki i wszystko co tłuste (nie przypomina wam to tłustego czwartku??) nadszedł czas na pokazanie tradycji polskiej. Postanowiłam zrobić kolację wigilijną, która to,moim zdaniem, jest pięknym sposobem pokazania tradycji polskiej i polskich potraw. :) gotowanie zaczęło się w poniedziałek i pierwszy raz sama przygotowywałam wszytskie potrawy-sama,  w sensie bez mamy. :)

na koniec złapałam trochę spinę, że może za mało, że nie zdążę, że za późno, że nie będzie dobre. ALe jak zobaczyłam efekty, to sama się sobie zdziwiłam :D

było 12 potraw:
-barszczyk i to nie z torebki, ale prawdziwy, zrobiony z buraków na bulionie
-krokiety (ile się naszukałam bułki tartej! a i tak nie była taka, jaką chciałam. Ale dała radę :)_
-pierogi z kapustą i grzybami
-racuchy z jabłkami
-ryba po grecku
-kluski z makiem (moja ulubiona potrawa wigilijna)
-piernik (jako deser)
-bigos
-śmietanowiec (jako mój domowy deser, zawsze na święta jest :) )
-sałatka jarzynowa
-chleb, ale taki dobry chleb :)

Przeczytaliśmy ewangelie po polsku, bo są żydami, i dzieci nie rozumiały, więc to dobrze. Taka była umowa :)

Zaprosiłam 3 polki, które z nami świętowały. Wszystkie Au Pair. Cieszę się, że mogły spędzić "polskie" święta. :) to ważne mieć tu coś takiego, co przypomina mój kraj, moją tradycję.

Co ciekawe, najbardziej moim hostom spodobał się zwyczaj dzielenia opłatkiem- bardzo fajne było dzielenie się chlebem, składanie życzeń. :)

Później była pasterka w polskim kościele- śpiewałam Ave Maria z chorym gardłem i grałam na gitarze. Najpiękniejszym momentem było dla mnie zagranie Lulajże Jezuniu, gdzie wszyscy zaczęli śpiewać ze mną. Poczułam, że naprawdę śpiewamy kołysankę dla małego Jezuska :)

Mam cudownych hostów, teraz ich coraz bardziej doceniam, i cieszę się, że nie trafiłam na nich od razu- nie doceniałabym ich tak bardzo jak teraz. A doświadczenie- ciężkie, ale jakże przydatne w życiu. :)

Kilka zdjęć z wigilii:
My Au Pair :) i mój słodziak

Ja i moja Natalcia :*

Cokolwiek obchodzicie, życzę wam, żeby narodził się pawdziwy Bóg w waszych sercach.
I żebyście dostrzegali małe cuda codzienności :) :*


niedziela, 21 grudnia 2014

tradycje żydowskie...


No więc ponieważ chce trochę regularnije zacząć prowadzić bloga- może wpis co tydzień? to postanawiam poprawę. Ponieważ mieszkam u rodziny żydowskiej chcę poświęcić ten post podobieństwom pomiędzy kulturą polską i żydowską. myślę, że jest to ciekawe... bynajmniej mnie bardzo niektóre rzeczy zaskakują :)

a więc właśnie teraz obchodzona jest hanukkah- czyli święto świateł. :) Jest to święto upamiętniające cud: Grecy chcieli za wszelką cenę zniszczyć wiarę w jednego Boga budując świątynie swoim bożkom (nie wiem jak wy, ale ja bardzo lubiłam mitologie grecką :) to tak btw. ). Zniszczyli zapasy oliwy służącej do rozpalania menory- ośmioramiennego świecznika rozpalanego w synagogach.
Została tylko jedna butelka, zawierająca akurat tyle oliwy ile było potrzebne do podtrzymania płomienia w menorze przez jeden dzień. Potrzeba było ośmiu dni na przygotowanie nowej oliwy. Kiedy Żydzi rozpalili menorę resztkami oliwy, zdarzył się cud - menora paliła się bezustannie przez osiem dni. Dlatego też świętują Chanukę przez pełne osiem dni, zapalając świece każdego dnia, zaczynając od jednej pierwszego dnia, i zapalając osiem w dniu ostatnim.W tym roku Chanuka trwa od 16 do 24 grudnia- śmiesznie że akurat wtedy zaczynają się "nasze" chrześcijańskie święto... dla mnie to też pewien symbol: ze świąt żydowskich obchodzonych z moją host rodziną płynnie przechodzę w świętowanie Bożego Narodzenia :) tak jak i chrześcijaństwo wywodzi się z judaizmu :)

tak wygląda menora :)


kilka ciekawostek o święcie świateł i powiązania z Polską:
-tego dnia żydzi jedzą placki ziemniaczane, tzw. latkes- w Polsce są tak bardzo uzawane za polską potrawę, tymczasem zawdzięczamy ją żydom. podobnie sprawa ma się z pączkami, chałką, kuglem i babką- to wszystko potrawy żydowskie!!! zdziwieni? ja byłam mega zaskoczona :)
-dzieci dostają przez 8 dni prezenty- świetnie nie? :D
-popularne są też gelty- monety zrobione z czekolady owinięte w złotko
- gra się w gry za pomocą dredla- taka żydowska kostka do gry, a w sumie bączek :) Na każdym boku dreidel widnieje hebrajska litera. Są to litery: nun, gimel, hej i szin. Razem, oznaczają hebrajskie wyrażenie nes gadol hajah szam - "zdarzył się tam wielki cud".

Na pewno jest to czas na spotkanie z rodziną, bo są organizowane przyjęcia chanukowe... ciekawa tradycja :) jak u nas w sklepach jest szaleństwo merry christmas tak tu, w każdym sklepie, obok merry christmas jest happy hanukkah :) nawet obok choinki stoi menora!!!
także tak. :)
buziaki :*

sobota, 13 grudnia 2014

co nieco o zmianach, czyli rematch

Matko, obiecałam sobie i wam że będę prowadziła bloga regularnie... jasne xD
Jestem tutaj już prawie 3 miechy i nie wiem gdzie ten czas minął...
Trochę się działo przez ten czas, ale po pierwsze chcę napisać o rematchu dla wszytskich Au Pair, które się boją iść w reamtch, które nie wiedzą jak to dokładnie wygląda- ten wpis jest specjalnie dla was :)

1. jak to się zaczęło...
otóż u mnie zaczęło się od tego że spóźniłam się na autobus z dziewczynką. zadzwoniłam do hostki żeby podała mi adres szkoły żebym ją zawiozła, ona była w tym czasie na spotkaniu biznesowym. Wróciła do domu, wściekła na mnie jak nie wiem co. powiedziała że to wszystko moja wina ( ta dziewczynka jest strasznie przywiązana do matki i ona zawsze była rano kiedy wychodziłyśmy na autobus, mała zrobiła mi przedstawienie, że ona nie idzie bo chce do mamy, ale to moja wina xD) powinnam wyjśc wcześniej i cała litania tego co powinnam. że ona przeze mnie straci pracę i że nie mam pojęcia jak to ważne, że jest głównym żywicielem rodziny itd itp... i że JEŚLI JESZCZE RAZ TO SIĘ ZDARZY TO NIE MA WYJŚCIA- MUSI POROZMAWIAĆ Z COUNSELLOR BO MNIE LUBI, ALE MOŻE NIE PASUJE DO ICH RODZINY. później gadałyśmy o tym, powiedziałam że to był pierwszy raz kiedy zostałam sama i że nie jestem idealna, i jeszcze kilka spraw sobie wyjaśniłyśmy po drodze... ale od tamtej pory już bałam się cokolwiek zrobić- cokolwiek by się działo, myślałam że pójdzie w rematch. Miałam już bardzo duży dystans do niej...

później zarysowałam samochód o skrzynkę na listy- możecie sobie wyobrazić jaka byłam przerażona żeby im powiedzieć o tym... zebrałam się dopiero po tym jak to zobaczyli. Jen stwierdziła że nie ufa mi i nie chce żebym jeździła samochodem i że powinnam natychmiast jej o tym powiedzieć, a nie powiedziałam. Więc ja na to, że bałam się jej cokolwiek powiedzieć po tej pierwszej sytuacji, że pójdzie w rematch, na co ona odpowiedziała, że to ostania rzecz o której by myślała,  bo i dzieci mnie lubią i są przywiązane i ja jestem dobra do dzieci, więc to by było dla nich smutne. to było we wtorek.

przez dwa dni była cisza.. nie do zniesienia, odzywali się do mnie tylko gdy musieli i raczej jeśli chodzi o dzieci. to była masakra. Nie trwało to długo, bo w czwartek przyszła moja counsellor (o 14, pracowałam do 14, wszystko zrobione- pranie, posprzątane, zdążyłam małą 2 latkę położyć spać, myślałam że do mojej hostki przyszła znajoma) Jen zawołała mnie na dół że chce ze mną pogadać.
powiedziała że mi nie ufa, ciągle myśli że jej dziecko jest w niebezpieczeństwie i że nie wie czego jeszcze jej nie powiedziałam. I że idziemy w rematch.
Counsellor powiedziała mi (już nie hostka) że ponieważ wyjeżdżają, chcą żebym spakowała się jak najszybciej i przeprowadzam się do niej, w czasie rematchu będę mieszkała  niej. SZOK! Jak stąd do wieczności. miałam godzinę na spakowanie się, hości nawet się nie pożegnali, już nie mówię o tym, że nie miałam jak pogadać z dziećmi, to już w ogóle było hamskie- siedzieli na górze i czekali aż wyjdę. Poryczałam się do mojej counsellor, powiedziałam jej o pierwszej sytuacji...
Moja counsellor wykonała cudowną pracę, jestem jej wdzięczna z całego serca, jest ukochana i niezastąpiona. wysłuchała mnie, zrozumiała, powiedziała że jest ze mnie dumna za moje zachowanie i uważa ich zachowanie za co najmniej nieodpowiednie i że bardzo jej się to nie podobało jak ze mną sie obeszli. ale że już ma dla mnie jakieś rodziny z którymi mogę pogadać :)

2. Proces rematchu w APiA

Ja miałam tzw. break the match- rozłączam się z tą rodziną i jestem dostępna dla innych rodzin. Tutaj dużo zależy od counsellor- otóż ona rozsyła wici o tym że ma Au Pair w rematchu, do innych counsellor i pyta, czy nie mają rodzin w rematchu (ja miałam tylko rodziny z remachu) to właśnie counsellor opisuje nas, wyraża opinie o nas- ja ponieważ teoretycznie powodem rematchu był wypadek samochodowy (no tak, zarysowanie skrzynką to to samo co zderzenie na autostradzie, nie?) miałam następnego dnia lekcję jazdy, żeby potwierdzić że jestem dobrym kierowcą, tylko popełniłam głupi błąd (odkręciłam się do dziecka, dlatego poleciała mi kierownica). Moja counsellor wydała mi wspaniałą opinie i w ciągu dwóch dni miałam 7 przysłanych listów od rodzin. ważne jest, że zanim następi break match, counsellor powinna skopiować waszą aplikację do pdf!!! wtedy może ją wysłać do innych rodzin. jak nastąpi break match zanim to zrobi- traci to i odzyskiwanie zabiera czas który powinniście już przeznaczyć na interview. Niektóre counsellor są młode i niedoświadczone w tym, i nie wiedzą co powinny zrobić. Niektóre aplikacje dostałam też od góry, tzn. z biura w APiA. Wiadomo, stres związany z nowym szukaniem rodziny, to wszystko jest... tym razem dostajecie wszystko na maila- nie widzicie pełnej aplikacji rodziny.

Miejscie dobre stosunki ze swoją counsellor- mówię serio. Od niej tak naprawdę zależy WSZYSTKO w rematchu. Moja mnie przytuliła, gdy tego potrzebowałam, wysłuchała mnie, pomogła mi skupić się na czymś innym- naklejałam znaczki na koperty,sprzątałam... aby tylko nie myśleć. Przysyłała mi rodziny, pytała mnie o zdanie, pomogła mi napisać maila do rodziny ( niestety, musicie być dla nich mili nawet jeśli są świniami, bo rodziny mogą chcieć pogadać z nimi... samo życie), pomagała mi podejmować decyzje o pójściu do tej rodziny w której aktualnie jestem. Jestem jej bardzo wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobiła.

3. moje rady dla wszytskich Au Pair chcących iść w rematch

- bądźcie szczere ze swoją counsellor, dbajcie o swoją relację z nią, chodźcie na spotkania, niech widzi, że jesteście aktywne. nigdy nie wiecie co może się zdarzyć i kiedy będziecie potrzebowały jej pomocy
- gadajcie o wszyyystkim ze swoimi hostami, jeśli chcecie z nimi zostać, i być szczerzy we wszystkim. i w tym co wam nie pasuje też bo jak sie balonik napompuje z emocjami to jak peknie, to bedzie słabo.
- jeśli już zdecydujecie sie na rematch, to zostańcie spokojni- counsellor jest świadkiem tego, kiedy rodzina lub wy idziecie wrematch i wydaje opinie.
- zróbcie coś żeby odwrócić swoją uwagę od myślenia o rematchu: ja przyklejałam znaczki, sprzątałam i robiłam sobie manicure :) to pomaga. :)
- gadajcie z każdą rodziną w rematchu, dużo rodzin ma beznadziejne aplikacje a później okazuje się  że są fajni. :)
- to jest do przejścia :)

Podsumowując całość i patrząc na to z perspektywy tych dwóch tygodni po: cieszę się, że to miało miejsce- co Cię nie zabije to Cię wzmocni, s tylko w trudnych sytuacjach pokazuje się, jaki naprawdę jesteś i czy coś przepracowałeś, czy nie. Ja widzę, jak dojrzałam do niektórych rzeczy, jak sobie zaczęłam radzić ze stresem "wybierając działanie zamiast bierności". I jestem z siebie dumna :) Za pogodę ducha, odwagę działania i mądrość odróżniania rzeczy których nie mogę zmienić od tych, które zmienić mogę- jestem wdzięczna Tacie tam na górze. :* Dziękuję też Natalce i Karolinie, że były ze mną w tych dniach, po prostu, fizycznie przy mnie, Madzi i całej grupie 7 awesome Au Pairs że były wirtualnie, Dużo Dobra Amen, że wspierali mnie modlitwą i dobrym słowem- szczególnie Robuś za wszystkie ciepłe słowa które od Ciebie usłyszałam. Z wami dzielnie to zniosłam. :)

Buziaki :*

i kilka fotek :)
kocham to miasto :)

moja Natalcia- gdyby nie ona, to byłoby słabo. :*

i moja druga dobra duszyczka tutaj :*